Pracownicy odpraw gate’owych Ryanaira mają dokładniej weryfikować wielkość bagaży podręcznych. Szef niskokosztowego holdingu zapowiedział wzrost prowizji od wyłapania „niespornych” pasażerów, który nie stosują się do zaakceptowanej polityki przewozowej.
Rezerwując bilet na lot liniami lotniczymi z Grupy Ryanair, pasażer ma zagwarantowany tylko przelot z malutkim bagażem podręcznym o wymiarach nie większych niż 40 x 30 x 20 centymetrów. Przewóz większego bagażu podręcznego – i w cale nie chodzi tutaj o tzw. „kabinówkę” – wiąże się z obowiązkiem wykupu usługi dodatkowej. Najtaniej jest w momencie dokonywania rezerwacji. Ryanair i tak jest hojny, bo stosuje w tym względzie politykę stałych cen, kiedy Wizz Air jest bardziej łasy na pieniądze i stosuje cennik dynamiczny.
„Tanie” linie lotnicze za złapanie pasażerów, którzy podróżują ze zbyt dużym (bezpłatnym) bagażem podręcznym, płacą pracownikom odpraw gate’owych prowizję, która wynosiła 1,5 euro od jednego bagażu. Irlandzki operator zwiększy prowizję do 2,5 euro, eliminując miesięczny limit w wysokości 80 euro. Ryanair ma nadzieję, że nowa polityka zachęci pracowników do „aktywnego poszukiwania ponadwymiarowych bagaży”, a tym samym nakazywania pasażerom płacenia przy boardingu opłaty w wysokości 75 euro.
Dla Ryanaira logika jest oczywista. Dodatkowe przychody z opłat bagażowych stanowią znaczną część zysków irlandzkich linii lotniczych, zwłaszcza, że zyski są niższe od prognozowanych. Ścisłe egzekwowanie przepisów pomaga utrzymać model niskokosztowy, który pozwala na utrzymanie niskich cen podstawowych, choć określenie „Ryanair to „tani” przewoźnik” dawno się zdezaktualizowało. Na np. wakacyjnych kierunkach podstawowa oferta cenowa budżetowego operatora jest znacznie wyższa od przewoźników tradycyjnych, którzy jeszcze oferują bezpłatny przewóz większego bagażu podręcznego. Wkrótce się pewnie to zmieni –
holding Air France-KLM testuje taryfę basic, która nie pozwala na darmowy przewóz „kabinówki”.